Wojewódzki Szpital Zespolony w Kielcach jest jednym z niewielu podmiotów leczniczych w kraju, gdzie ratowane jest życie pacjentek z ciężkimi powikłaniami po cesarskim cięciu. Potrzebujące takiej pomocy kobiety, operowane są przez zespół interdyscyplinarny w skład którego wchodzi łącznie kilkanaście osób, w tym lekarze z Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego i Świętokrzyskiego Centrum Onkologii w Kielcach.
Dr hab. med. prof. UJK Wojciech Rokita informuje, że pokłosiem cesarskich cięć są ciężkie powikłania, w postaci pojawiających się u 1 na 1000 rodzących, przypadków wrastania łożyska. Taka sytuacja może stanowić realne zagrożenie życia. – Tam gdzie jest operacja na macicy, w bliznę może wrastać łożysko, w efekcie czego może dojść do masywnego krwotoku – tłumaczy profesor Wojciech Rokita. W ciągu kilku minut, pacjentka może stracić nawet 5 litrów krwi. – Pomagamy takim kobietom z całego kraju – przyznaje Wojciech Rokita. Na początku czerwca zespół interdyscyplinarny lekarzy z WSzZ i ŚCO ratował w ten sposób panią po siedmiu porodach, w tym sześciu cesarskich cięciach. W zabiegu uczestniczyło: 3 ginekologów, neonatolodzy, onkolog, chirurg naczyniowy, anestezjolog, instrumentariuszki – łącznie kilkanaście osób.
Dr n. med. Jarosław Miszczuk – kierownik Kliniki Chirurgii Naczyniowej w WSzZ, który brał udział w tej operacji tłumaczy, że zadaniem chirurga naczyniowego w takiej sytuacji, jest aby zabezpieczyć naczynia biodrowe wewnętrzne. – Chirurg naczyniowy może to zrobić na dwa sposoby: albo przy otwartej jamie brzusznej może te tętnice wypreparować i zabezpieczyć, i ewentualnie zacisnąć specjalnymi narzędziami lub też można to zrobić w inny sposób, za pomocą metod radiologii zabiegowej, czyli nakłuć tętnice przed zabiegiem, wprowadzić specjalne cewniki z balonami, i tymi balonami tętnice zacisnąć – opowiada dr Jarosław Miszczuk.
Zespół interdyscyplinarny specjalistów z WSzZ i ŚCO w podobny sposób uratował w ostatnich miesiącach kilka kobiet z różnych rejonów Polski.
W Europie i na świecie odsetek cesarskich cięć stanowi obecnie około 40 procent, w Polsce jest to 50 procent.